Słowa karmią duszę
tylko wtedy,
gdy za nimi stoi
metafizyczna równowaga.
Równoznaczność niematerialnej materii,
tej której nie znajdziesz
pod czujnym okiem optyki
umysłowego mikroskopu.I kiedy “wiem co mówię”,
to nie wyłaniam znaczenia
z mgły myśli.
Wtedy tlen wypełnia pierś
wpływając powoli
przesuwa się z moich mitochondriów,
z koniuszków mnie w opuszkach,
aż mogę dotknąć to słowo,
namacać
i poczuć jak płynie
wprost do gardła.
Niezatrzymane,
bez możności schowania,
omiata czubek ust.Prawda jest delikatnością.